niedziela, 30 marca 2014

Mój najnowszy hit do mycia twarzy - żel aloesowy z Bielendy

Bielenda  - aloesowy żel do mycia twarzy - cera wrażliwa i alergiczna


Kolejny produkt Bielendy, który mnie zachwycił! Jak już pewnie wspominałam, nie wyobrażam sobie życia bez żelu do mycia twarzy :D Buzię myję co najmniej dwa razy dziennie (rano przed nałożeniem makijażu i kremu i wieczorem podczas kąpieli). Kiedyś stawiałam na mocne żele przeznaczone do skóry tłustej lub trądzikowej w myśl zasady, że skoro twarz się zapycha i tłuści najlepiej ją wysuszyć. Teraz wiem, że to było totalne błędne koło. Już od dłuższego czasu głównie wybieram żele do cery wrażliwej czy normalnej.
Kuleczki przyciągają uwagę, ale nie wiem czy cokolwiek 'robią' :)
Żel kupiłam w Hebe, chyba za około 15 zł. Zwracałam na niego uwagę już wcześniej ze względu na moim zdaniem bardzo ładne, estetyczne opakowanie. Bliżej moją uwagę skupiły hasła ‘eco’, ‘bez alergenów’, ‘naturalny wyciąg z aloesu’.
Konsystencja żelu jest w porządku, niezbyt rzadka, bardzo dobrze się pieni. Zielone kuleczki znikają po chwili i nie ma po nich śladu. Zapach jest bardzo delikatny, przyjemny, myślę że każdemu przypadnie do gustu.


Dlaczego żel z Bielendy mnie zachwycił?

Chyba głównie dlatego, że po umyciu ani przez chwilę nie mam uczucia ściągniętej twarzy a jednocześnie czuję, że twarz jest oczyszczona, zmatowiona, po prostu czysta. Często po innych żelach zdarzało się, że owszem twarz była oczyszczona ale ściągnięta, albo ściągnięcia nie było ale buzia była jakby niedomyta. Żel nie wywołuje żadnych podrażnień, mogłabym myć nim buzię nawet 10 razy dziennie. W upalne dni taki produkt jest dla mnie idealny – twarz szybciej się poci i robi się nieświeża a żadna mgiełka nie zastąpi mi zwykłego szybkiego umycia twarzy.
To co jeszcze podoba mi się w żelu z Bielendy jest to, że producent nie obiecuje cudów. Są np. żele 3in1 (jako żel do mycia, peeling i maska), które walczą z niedoskonałościami, matują, myją, ścierają martwy naskórek. Moim zdaniem jeśli coś robi wszystko to tak naprawdę nie robi nic. Żel ma myć skórę twarzy tak samo jak szampon włosy i tyle. W tym aloesowy żel spisuję się idealnie.


Podsumowanie

Żel polecam każdemu :D Z czystym sumieniem trafia na listę moich ulubionych kosmetyków :)  Ot zwykły produkt do mycia. Ostatnio polubiłam aloes w kosmetykach więc dla mnie to dodatkowy plus. Myślę, że spisze się na typowo wrażliwej buzi jak i na tej tłustej lub mieszanej z niedoskonałościami. Od żelu nie wymagam jakiegoś niewiarygodnego działania, po prostu chcę by twarz była dobrze oczyszczona. Od innych problemów skóry twarzy mam inne kosmetyki. Jeśli spotkacie – kupujcie bez zastanowienia, bo z tego co mi się wydaję z dostępnością może być ciężko (ja kupiłam go w Hebe i tam też tylko go widziałam). Kompletnie nie rozumiem dlaczego polskie kosmetyki są tak trudno dostępne ;/

Używałyście? :)

piątek, 28 marca 2014

Skrzypokrzywa - niewypał :(

Hej! :)
Pewnie wszystkie już spicie, mimo to postanowiłam do Was napisać :)
Zauważyłam, że wiele osób trafia na mój blog szukając informacji o piciu skrzypokrzywy, a ja pochwaliłam się , że zaczynam kurację i nie napisałam ani słowa o efektach! O rozpoczęciu kuracji i o działaniu skrzypokrzywy pisałam TUTAJ


Mieszkankę herbatki z pokrzywy i skrzypu polnego zaczęłam pić jakoś w grudniu. Cała moja ‘kuracja’ trwała ponad miesiąc. Szczerze mówiąc spektakularnych efektów związanych z włosami nie spodziewałam się, zwłaszcza w tak krótkim czasie. Bardziej liczyłam na wzmocnienie paznokci, które gdy tylko były lekko dłuższe łamały i rozdwajały się przeokropnie. Po cichu liczyłam również na poprawę stanu cery (która i tak ostatnio jest w dużo lepszym stanie, ale może mogłaby być w jeszcze lepszym :D) Dziewczyny na wielu blogach straszyły wysypem na twarzy po kilku dniach picia herbatki, nic takiego u mnie nie wystąpiło.

Skrzypokrzywę piło mi się całkiem dobrze, smakuje trochę jak siano z trawą :D Ale mi ten smak nawet przypasował i chętne piłam cały kubek codziennie rano.

Moje wrażenia

Niestety nie będzie żadnych zachwytów, w sumie ciężko powiedzieć mi cokolwiek bo w moim przypadku skrzypokrzywa… nie przyniosła żadnych efektów. Być może piłam ją zbyt krótko, ale już kilka razy miałam podejście do tabletek ze skrzypem polnym i efekty widziałam już po jakiś dwóch tygodniach. Mam tu na myśli znaczne poprawienie się stanu paznokci – nie rozdwajały się, wszystkie białe plamki zniknęły. Były na tyle twardsze, że gdy były trochę dłuższe nie wyginały się na wszystkie strony. Tutaj pomimo naprawdę systematycznego picia herbatki stan paznokci nadał był opłakany.
Moje włosy są dość oporne do metod przyśpieszania porostu, w tym przypadku nie było inaczej. W sumie ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat bo tak jak mówiłam, piłam skrzy pokrzywę jedynie ponad miesiąc (jakoś mniej więcej 1,5 miesiąca).
Cera. Tutaj również nic spektakularnego się nie wydarzyło. Skrzypokrzywa nie pomogła ale i na szczęście nie zaszkodziła. Moja twarz ostatnio ma się lepiej ale nie wydaję mi się żeby to była zasługa herbatki.

Podsumowując

Nie polecam ani nie odradzam. Skrzypokrzywa nie zrobiła mi krzywdy w żadnym stopniu ale też nie pomogła. Jeśli chcecie spróbować – śmiało. Smak i zapach jak dla mnie są całkiem w porządku, myślę, że nikogo nie powinien odrzucać (chociaż piłam o wiele smaczniejsze rzeczy:D). Wiem, że wiele dziewczyn widzi efektu po kuracji skrzypokrzywą, ja niestety nie – a szkoda. Do kuracji pewnie jeszcze wrócę, chociażby po to żeby wykończyć herbatki. Poza tym całkiem przyjemnie mi się ją piło, może drugie podejście będzie lepsze?


Piłyście skrzypokrzywę? Jak Wasze wrażenia?

wtorek, 25 marca 2014

Na zakupach w Auchan!

Hej :)

Dzisiaj jestem okropnie zmęczona, kompletnie niewyspana ale mimo to wybrałam się na małe zakupy do Auchan. Jeśli nie dziś, miałabym czas dopiero za około tydzień, a już nie mogłam się doczekać :D


1. Gloria - maska do suchych, zniszczonych i farbowanych włosów - 5,50 zł
Chyba nie muszę przedstawiać :D Domyślam się, że sama w sobie nie robi szału ale planuję kupić glinkę ghassoul (głównie na twarz) i dodawać do Glorii. Maseczka z Bielendy z glinką ghassoul  o której pisałam ostatnio działa na moje włosy super, może taka mieszanka również okaże się ideałem :)


2. BingoSpa - maska do włosów z ekstraktem z drożdży - 12,50 zł
Nad tą maską myślałam dłuuugo, wszystkie wersje wydawały się ciekawe. Padło na maskę drożdżową, strasznie jestem ciekawa jej działania.


3. Mrs Potter's - ekspresowa odżywka bez spłukiwania - aloes i jedwab - 6,50 zł
O tej mgiełce czytałam różne opinię, ale zdecydowałam się spróbować. Odżywki z Mrs Potter's u mnie dość fajnie się sprawdzają, może podobnie będzie z mgiełką. Poza tym ostatnio jakoś polubiłam mgiełki :)


 4. Barwa Ziołowa - Szampon pokrzywowy - 2,50 zł
Bardzo zwykły, 'zdzierakowy' szampon. Nie wiem czemu ale pachnie mi trochę dzieciństwem, widać moja mama też lubiła te szampony :D


5. Olej kokosowy - 8 zł
W końcu go kupiłam! Skusiła mnie cena i ogromna chęć przekonania się czy moje włosy go lubią :D Oczywiście siedzę już z nim na głowie i nie mogę doczekać się efektów. Olej ten jest olejem spożywczym, więc w razie czego coś na nim usmażę :D

I to tyle. Z zakupów jestem zadowolona bardzo. Oby wszystko u mnie się sprawdziło. Nie wiem dlaczego dopiero dziś wybrałam się do Auchan (mam tylko 20 min autobusem!), najbardziej do zakupów zachęcają ceny. Jeśli ktoś ma blisko - polecam! Duuuży wybór bardzo fajnych kosmetyków w bardzo zachęcających cenach :)

sobota, 22 marca 2014

Test na żywo! Bielenda Afryka Spa - błoto do włosów

Hej,
Zapraszam Was dzisiaj na test na żywo maseczki do włosów (a właściwie błota do włosów :D)

Bielenda Afryka Spa - błoto do włosów z glinką ghassoul



Kolejna maseczka z kokosem, która dobrze się u mnie sprawdza. Może moje włosy jednak lubią kokosowe kosmetyki? :)


Olej z awokado, glinka, olej arganowy, olej kokosowy.

Testujemy!

Moje włosy już od jakiegoś czasu potrzebują maski. Niestety nic nie znajduję się na mojej kosmetycznej liście życzeń a zapasy dobiegły końca :D W następnym tygodniu mam nadzieję wybrać się do Auchan i upolować coś nowego. Może coś polecacie? :)
Tymczasem zadowolę się jednorazową maseczką do włosów, którą już raz miałam okazję testować i spisała się bardzo dobrze. Zobaczymy czy tak samo będzie i tym razem.


1. Włosy dokładnie rozczesałam i umyłam szamponem łopianowym z Herbal Care z Farmony (śliczny lekko ziołowy-roślinny zapach!). Nie polewałam włosów  zimnym strumieniem na koniec, żeby łuski były nadal otwarte.

2. Z włosów wycisnęłam nadmiar wody i nałożyłam produkt na włosy. Głowę owinęłam ręcznikiem i tak spędziłam trochę ponad pół godziny. Mam małe uwagi co do konsystencji – strasznie wodnista, przelewająca się przez palce. Przez to mam wrażenie, że produktu jest mało bo praktycznie nie czułam go na włosach. Gdybym dysponowała produktem pełnowymiarowym, pewnie nałożyłabym go więcej niż było w jednorazowej saszetce. Co niektóre wrażliwsze nosy mogą narzekać na zapach, dość mocny, intensywny, trochę jakby męski, kadzidlano-słodki. Problemem może też być opakowanie, którego nie da rady otworzyć bez pomocy nożyczek.



3. Spłukałam maseczkę ciepłą wodą, polewając włosy na koniec letnią (nie zimną) żeby domknąć łuski.  Włosy ponownie zawinęłam w turban dosłownie na chwilkę. Zapach po spłukaniu nadal utrzymuję się na włosach.

4. Gdy nadmiar wody wchłonął się, na końcówki nałożyłam kropelkę olejku z Mariona z serii olejki orientalne wersja z migdałem i dziką różą, a na skalp mgiełkę Radical, którą używałam w wakacje i później gdzieś mi umknęła a wypadałoby ją wykończyć.



5. Włosy wysuszyłam letnim nawiewem. Przeczesałam lekko dłonią.

Efekty



Podsumowanie

Najbardziej zaskakuje mnie fakt, że jeszcze długo po wysuszeniu zapach utrzymuje się na włosach! Dla mnie nie jest to problem, bo nawet mi się podoba. Jednak jest to zapach z serii 'nie dla każdego' po dłuższym czasie może okazać się zbyt mdlący.
Co do efektów to jestem bardzo zadowolona :) Włosy są przyjemnie gładkie, lekko śliskie. Mogłyby być trochę bardziej miękkie, ale nie jest źle. Duży plus, że włosy lepiej się układają i ogólnie wydają się być w lepszym stanie. Maska poradziła sobie z nawilżeniem końcówek. Jedyną dość przeszkadzającą wadą jest konsystencja i co dla niektórych zapach. Pomimo, że mi się podoba nie wiem czy wytrzymałabym z nim częściej niż raz na jakiś czas.
Zachęcająca jest też cena produktu - za jednorazową saszetkę zapłacimy 2,99 zl. Ja swoją kupiłam w Rossmannie, na pewno jest też w Naturze. Myślę, że warto spróbować, chociażby dla samej frajdy z testowania nowego kosmetyku (i nasz portfel przy tym nie ucierpi) :D

***

ask - jeśli masz jakieś pytanie
instagram - jeśli jesteś ciekawa co u mnie :)

piątek, 21 marca 2014

Jak mieć obciążone i tłuste włosy? Gliss Kur Hair Repair Oil Nutrive

Hej :) Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją.

Gliss Kur Hair Repair Oil Nutrive



Odżywkę używałam jakiś czas temu, później będąc w domu rodzinnym zapomniałam zabrać ją z powrotem do Gdańska i dopiero dziś mogłam ją ponownie użyć. Kupiłam ją ze względu na zawartość olei, myślałam, że dla moich dość wymagających włosów będzie idealna. Niestety jest całkiem odwrotnie…

O produkcie
Produkt przeznaczony do włosów długich z rozdwajającymi się końcówkami.
Zapach jest całkiem przyjemny, mimo  że dość mocny. Określiłabym go jako egzotyczno-cytrusowy :D Czuję go tylko gdy odżywka jest na włosach, później całkowicie znika.
Konsystencja też jest przyzwoita, jasno żółty kolor, nie spływa z włosów, nie jest rzadka, moim zdaniem produkt jest dość wydajny.
Opakowanie także jest w porządku, całkiem estetyczne, etykieta nie jest papierowa więc nie będzie się nieestetycznie odklejać. Myślę,  że nie będzie problemu z wydobyciem produktu do końca.

Niestety w moim przypadku lista zalet żółtego Gliss Kura dobiega końca.


Producent obiecuje redukcję ilości rozdwojonych końcówek oraz łatwiejsze rozczesywanie. ‘Nowa regenerująca formuła z kompleksem z płynną keratyną naprawia uszkodzenia zarówno na powierzchni włosów, jak w ich wnętrzu’. Być może i tak jest, niestety nie współgra to z moimi włosami.


Skład wygląda bardzo dobrze. 7 olejków rzeczywiście istnieje i to dość wysoko w składzie. Mamy tutaj do czynienia z: olejem arganowym, macadamia, oliwą z oliwek, olejem ze słodkich migdałów, z pestek moreli, maruli (pierwszy raz słyszę), olejem sezamowym, hydrolizowaną keratyną.
Przyznacie, że skład wygląda obiecująco?

Dlaczego jestem na nie?

Od odżywki oczekiwałam nawilżenia (w sumie chyba nie powinnam, nawet producent tego nie obiecuje!), kondycjonowania włosów, wygładzenia, mniejszego puszenia, poprawy wyglądu końcówek, właściwie tego co wymagam od każdej odżywki. Niestety nic z moich wymagań nie zostało spełnione. No może jedynie końcówki są mniej suche i włosy trochę bardziej błyszczą.
Najgorsze w tej odżywce jest to, że po jej użyciu moje włosy są jakby pokryte tłustą otoczką. Tak jak na tym rysuneczku, włos niby jest wygładzony i zabezpieczony, w moim odczuciu jest zwyczajny obsmarowany. Produkt nie nawilża tylko natłuszcza. Bardzo nie lubię takie efektu. Włosy może fajnie błyszczą ale są jakieś dziwne, zdecydowanie brak im wygładzenia (nie mylić z przylizaniem). Większość olejów bardzo dobrze działa na moje włosy, być może tylko wtedy gdy nakładam je solo. Jako dodatek do odżywki to już dla mnie za dużo. Kolejną dość duża wadą jest przyśpieszone przetłuszczanie się, już następnego dnia po południu mam wrażenie, że włosy nie do końca są świeże. Takie działanie odżywki bardzo mnie zdziwiło, bo zazwyczaj dość ciężko obciążyć mi włosy i raczej mało produktów im wyraźnie szkodzi.

Czytałam wiele pochlebnych opinii na temat tego Gliss Kura, niestety moje włosy go nie polubiły. Kosmetyków nie lubię wyrzucać, więc postaram się go jakoś zużyć, może będę nakładać go przed myciem?

Znacie? Używacie?

wtorek, 18 marca 2014

Dlaczego moje podejście do włosomaniactwa zmieniło się?

Jak wspominałam w ostatnim poście moje podejście do włosomaniactwa odrobinę zmieniło się. Oczywiście nie oznacza to, że przestaje dbać o włosy. Wiele razy pisałam, że nakładanie masek, odżywek, olei sprawia mi przyjemność i to się nie zmieniło.

W jeden z ostatnich weekendów trochę źle się czułam do tego pogoda była okropna i tak wyszło, że całe dwa dni przesiedziałam przeglądając wizaż i blogi. Trafiłam na bloga jednej blond bloggerki piszącej głównie o włosach. Natknęłam się przypadkiem na ‘małą wojną’, która powstała między ową blogerką, a blogiem i forum Anwen. Pewnie wiele z Was wie co mam na myśli. Uważa ona, że dziewczyny, które  intensywnie dbają o włosy nie mają życia, nie widzą nic poza włosami, całe dnie tylko nakładają i zmywają coś z głowy. To tak w bardzo wielkim skrócie. Oczywiście nie popieram w jaki sposób wyraziła swoje zdanie ale nie o tym chciałam.

Bloga blond blogerki przeczytałam praktycznie od początku do końca i… po części się z nią zgadzam.
Aby mieć ładne, zadbane włosy nie trzeba codziennie siedzieć  po kilka godzin z maską na głowie, ani kombinować z coraz to nowszymi składnikami i wzbogacaniu masek dosłownie wszystkim co jest pod ręką. Wiele dziewczyn (w tym ja) lubi testować kosmetyki a co za tym idzie ciągle kupuje coś nowego, zapasy się powiększają i w rezultacie mamy na półce 10 rozpoczętych odżywek, których zużycie odkłada się w nieskończoność. A chce się więcej i więcej bo akurat jakaś inna blogerka poleciła jakąś totalną rewelację więc jak tu się nie skusić?:) 

W czasie gdy miałam trochę wolnego od szkoły udawało mi się praktycznie codziennie nakładać coś na włosy, w oleju spałam mniej więcej co drugi dzień. Szczerze? Nie uważam, że wtedy moje włosy były znacząco lepsze niż teraz gdy robię to raz na kilka dni. Nie było to dla mnie uciążliwe bo wierzyłam, że to pomoże moim włosom jednak siedzenie codziennie z turbanem na głowie, później czekanie aż włosy same wyschną (nie mogę niestety chodzić spać z mokrymi bo mam na drugi dzień okropne siano) pochłaniało dość sporo czasu. W czasie semestru często wracam do domu dość późno i nie mogę sobie pozwolić na tak częste włosowe spa.

Kiedy zauważyłam, że trochę przesadzam? Gdy zobaczyłam ile na półce w łazience kosmetyków mam ja a ile moje współlokatorki :D Oczywiście największe różnice było widać w produktach do włosów. Wpływ na to wszystko miały po części też moje włosy, które ostatnio były jakieś przeciążone. Nie wiem czy ich stan jest już lepszy i nie potrzebują tak intensywnej pielęgnacji czy po prostu było im za dużo. Postanowiłam zrobić mały eksperyment i zamiast bogatej odżywki d/s, a później odżywki b/s i olejku, po myciu nałożyłam jedynie bardzo lekką (jak dla mnie) odżywkę z Mrs Potters i włosy jakby odżyły. Wcześniej miałam wrażenie, że są jakby niedomyte, a raczej nie była to kwestia szamponu (mam ich chyba z 5:D). Podobnie jak wiele innych ‘włosomaniaczek’ miałam wrażenie, że czym więcej, bardziej bogato tym dla włosów lepiej. A to nieprawda.

Był czas, że próbowałam wcierki z kozieradki bo miała bardzo dużo pochlebnych recenzji m.in. na blogach. Może Wam ten zapach nie przeszkadza ale dla mnie był okropny, nie miałam ochoty mieć kurczaka na włosach. No ale przecież trzeba, bo to pomoże, bo włosy będą ładniejsze. Teraz wydaję mi się to głupie, pielęgnacja ma być w pewnym sensie przyjemnością, relaksem a nie zmuszaniem się do wąchania okropnego zapachu rosołu na głowie :D Totalnie nie rozumiem dziewczyn, które wręcz z odruchami wymiotnymi piją np. drożdże bo tak trzeba. Jeśli ktoś to lubi to oczywiście inna sprawa, nie rozumiem po prostu robienie czegoś tylko dla włosów.

Po co piszę ten (już trochę przydługi :D) post? Na pewno nie po to żeby kogoś oceniać, krytykować, wyśmiewać się. Chciałam tylko wyrazić swoje zdanie i pokazać na własnym przykładzie, że więcej wcale nie znaczy lepiej. Najważniejsze by włosów nie niszczyć, nie katować wysokimi temperaturami, podcinać co jakiś czas a kosmetyków używać z głową.  Nadal bardzo lubię kosmetyczne zakupy, kocham testować nowości ale staram się zachować umiar. Póki co próbuję uporać się z zalegającymi zapasami w łazience :D


Moje włosy nie są idealne i nigdy nie będą. Nigdy nie będę mogła pochwalić się idealnie gładkimi niczym tafla włosami jak z reklamy. Po prostu moje włosy takie nie są. Mam z natury suche, lekko falowane włosy, lubiące  puszyć. Oczywiście za pomocą odpowiednich kosmetyków mogę to w jakimś stopniu zamaskować. Niestety nawet najlepszymi maskami, olejami, dodatkami, siedzeniem w turbanie chociażby i cały dzień nie jesteśmy w stanie w 100% oszukać natury i nagle mieć całkiem innego rodzaju włosa. Pamiętajmy o tym :)

***

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?:)

poniedziałek, 17 marca 2014

Wróciłam! Co tam u mnie?

Cześć!

Oj bardzo długo mnie tu nie było... Przepraszam! Myślę, że przerwa dość dobrze mi zrobiła, wracam ze świeżą energią i nowymi pomysłami :)

Co tam u Was?
U mnie wszystko w porządku. Luty był bardzo zapracowanym miesiącem, wszystkie egzaminy zaliczone w pierwszym terminie więc mogłam cieszyć się prawie dwutygodniowymi feriami. Ten semestr niestety nie już tak wolny jak poprzedni, zajęcia rozłożone mam praktycznie na cały tydzień. Skończyły się czasy dwóch dni wakacji co tydzień :) Powoli przyzwyczaiłam się już do nowego planu dnia, obecnie mam mały kryzys związany z moimi studiami - najchętniej bym je rzuciła, bo niestety coraz bardziej czuję, że to nie jest to co chciałabym robić za 10 lat. 

Wraz z nowym semestrem i nadchodząca wiosną kolejny raz próbuję wziąć się za siebie i trochę więcej poruszać. Nie jest to jakaś drastyczna dieta ani paniczna chęć schudnięcia, po prostu wiem, że ruch = lepsze samopoczucie :) Musiałam na w-f zaopatrzyć się w typowo sportowe buty, więc jeśli mam już taki 'specjalistyczny' sprzęt to aż żal nie skorzystać i nie zacząć biegać! Tym bardziej, że niedawno niedaleko mojej stancji odkryłam fajnie zagospodarowany zbiornik retencyjnym ze ścieżką w okół. Nic tylko lecieć na trening :) Wróciłam też do mojego hula-hop. Po tak długiej przerwie myślałam, że znów będę męczyć się z bolącymi kostkami (hula spadało mi dosłownie co kilka sekund okropnie obijając mi kostki ;/) o dziwo kręcenie idzie mi jeszcze lepiej niż przed przerwą :D Teraz nie spada mi już prawie w ogóle.


Róża od mojego P. :*


Mufiny, które pierwszy raz wyrosły mi chociaż troszkę :D Zazwyczaj rozlewały się i były jedną wielką masą.


Zdjęcie robione całkiem niedawno. Strasznie się cieszę, że mogę sobie ot tak po zajęciach wpaść na plażę. Tylko 20 minut tramwajem!  Już nie mogę się doczekać jak będzie typowo letnia pogoda i będzie można poleżeć i poopalać się na ciepłym piasku. Mimo niezbyt jeszcze sprzyjającej pogody pierwszy piknik na plaży już zaliczony :D


Prawie zachód słońca, prawie :) Niestety wieczory są jeszcze bardzo chłodne :(

Chciałam dać znak, że żyję i wszystko u mnie w porządku. Spodziewajcie się niedługo nowego postu, moje poglądy na temat pielęgnacji włosów odrobinę się zmieniły i chciałam Wam odrobinę o tym napisać.

http://instagram.com/aguull - zapraszam :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...